Jak organizm do utrzymania funkcjonowania na zdrowym poziomie i do rozwoju potrzebuje snu, jedzenia, oddychania i ruchu, tak samo nasza psychika potrzebuje swoistego pokarmu jakim jest doświadczenie. Potrzebujemy różnego rodzaju doświadczenia, żeby żyć w zdrowiu i wzrastać. W pewnych aspektach , zależy to od indywidualnych potrzeb. Pod pewnymi względami wszyscy potrzebujemy natomiast podobnego rodzaju doświadczeń - miłości, sensu, przynależności, doświadczenia obecności, spotkania, przyjemności i odpoczynku, wolności i poczucia wpływu, bezpieczeństwa…
Podobnie jak z pokarmem, żeby doświadczenie mogło nas sycić i rozwijać, potrzebuje być nie tylko przyjmowane, ale też trawione. Właśnie tym tematem chciałbym się zająć w tym krótkim tekście.
Pracując terapeutycznie, spotykam osoby z różnego rodzaju niedoborem doświadczenia, co skutkuje różnego rodzaju symptomami. . Widzę zasadnicze dwie, dosyć często współwystępujące, przyczyny niedoboru doświadczenia.
Pierwsza przyczyna, która dotyka wielu osób zgłaszających się na terapię, to powtarzalność ścieżek życiowych i sposobów zachowania. Na przykład może być trudno uwierzyć w to, że można być przyjętym i akceptowanym, jeśli nie doświadczyło się tego nigdy wcześniej w życiu. Samo myślenie o tym, racjonalizowanie i zmienianie perspektywy poznawczej zazwyczaj nie wystarcza. To, co okazuje się wtedy dobrym lekarstwem, to doświadczenie. Niedawno rozmawiałem z osobą, która opisywała szczególną wartość terapii grupowej, w której czuła się wysłuchana przez wiele osób na raz. Słuchały z przejęciem i uwagą. W tych specyficznych warunkach doświadczyła, że ludzie jej nie oceniali, nie budowali oczekiwań wobec niej, a za to szczerze obchodziło ich, co przeżywa. Pomimo, że terapia grupowa się skończyła, to doświadczenie zostało z nią, ponieważ wiedziała, że było prawdziwe. Teraz wie nie tylko to, że może się otworzyć, i że ludzie są zdolni ją przyjąć, ale również to, że ma potrzebę takich spotkań - pełnych akceptacji i uważności - i będzie ich dalej szukać w relacjach z ważnymi dla siebie osobami.
Inny przykład stanowić może sytuacja wyjazdu, doświadczenia siebie w zupełnie nowych warunkach. Przypomina mi się rozmowa z inną osobą, która mówiła o tym, jak zaskakująco cenny był szereg problemów, jakie napotkała w trakcie wyjazdu za granicę. Spotkało ją wiele zaskoczeń i przygód. Zobaczyła samą siebie w żywych interakcjach z ludźmi, rozwiązującą problemy skutecznie, jeden po drugim. W tym okresie życia jej poczucie siebie ograniczone było do przestrzeni szkolnej, gdzie czuła się smutna i przytłoczona, wycofana społecznie i wciąż w tych samych trybach. Dzięki nowej przestrzeni, nowym okolicznościom mogła wejść inaczej w kontakt z ludźmi, ze światem i odkryć swoje zupełnie inne, nieznane wcześniej oblicze. Czasem tak trudno otworzyć się na więcej.
Te przykłady prowadzą mnie do drugiej przyczyny deficytu doświadczenia. Jest nią sytuacja, w której nowe doświadczenie jest dostarczane, ale nie zostaje strawione, nie ulega włączeniu, przez co nie powoduje zmiany w “organizmie psychicznym”. Może się tak dziać w sytuacji, kiedy schematy przeżywania i postrzegania osoby uniemożliwiają jej doświadczenie bogactwa sytuacji i relacji, w których się znajduje.
Gdyby odwołać się do psychologii rozwoju człowieka, można pomyśleć o tym w kategoriach koncepcji asymilacji i akomodacji Jeana Piageta. Opisywał on dwa procesy. Pierwszy, to sposób, w jaki w rozwoju człowieka nowe schematy zachowania są tworzone jako zupełnie świeży sposób spostrzegania i działania. Drugi, to proces, w jakim stare, istniejące już schematy są wzmacniane i szlifowane przez kolejne zetknięcie ze środowiskiem. Oba procesy mają swoje miejsce w rozwoju, ale jeżeli dotychczasowe sposoby bycia nie wystarczą, a powstawanie nowych jest zablokowane, wtedy może być potrzebna pomoc.
Opisywany problem możemy rozumieć w kategoriach tak silnego nastawienia na to co już znane, że niemożliwym staje się zaciekawienie i stworzenie nowego sposobu bycia. W jakimś stopniu dotyczy większości z nas, kiedy nie jesteśmy w stanie dostrzec cudów codzienności, np. usłyszeć niczego nowego w słowach bliskiej osoby, choć przecież ona nie powtarza codziennie dokładnie tych samych słów…
Szczególnie w sytuacjach napięcia, zranienia, lęku, możemy doświadczać swoistego zawężenia perspektywy i widzieć rzeczywistość zgodnie z tymi samymi schematami, w sposób uproszczony. Dotyczyć to będzie szczególnie postrzegania siebie i innych jako podmiotów; przeżyć i intencjonalności działań. Tę kwestię bada szczegółowo np. teoria mentalizacji.
Przychodzi mi teraz do głowy sytuacja, kiedy pewna/y znajoma/y opowiadał/a o doświadczeniu zawodowym osób pracujących w jej branży. Mówiła, że odróżnia osoby, które mają 20 lat doświadczenia, od osób, które mają* 20 razy 1 rok doświadczenia*. Mówiła, z pewnym bólem, o koleżankach i kolegach, którzy wydawali się, mimo bardzo wielu lat praktyki, nie uczyć na trudach i błędach, nie modyfikować swoich metod, nie zmieniać się istotnie jako ludzie. Byłby to świetny przykład tego, jak bardzo można utknąć w swojej usztywnionej narracji o rzeczywistości i ciągle widzieć różne zjawiska tak, jakby były jednym i tym samym. Niejako w kółko opowiadać tę samą historię o jednak różnych osobach i sytuacjach. To strata zarówno dla siebie, jak i innych wokół nas.
Sądzę, że niejedna terapia polega właśnie w dużej mierze na przywoływaniu doświadczeń i wydobywaniu z nich nowej głębi, świeżych warstw, umożliwiając niejako przeżycie ich poprzez pamięć na nowo, ale głębiej, bardziej wielowymiarowo. Czasem bardzo trudne wydarzenia można dzięki temu strawić i włączyć w całość organizmu tak, że przestają być bolesnym, czasem wręcz traumatycznym ciałem obcym, a stają się pokarmem dla wzrostu.
Chciałbym skończyć to krótkie rozważanie zachętą do poszukiwania zarówno w tym, co możemy przeżyć, jak i w tym, co już przeżyliśmy, ważnych i dobrych nowych doświadczeń. Chcę przy tym wyraźnie zaznaczyć, że dobre doświadczenie nie oznacza jednoznacznie przyjemne. Ale to być może temat na kolejny krótki tekst…
Tomasz Jurczyk